środa, 26 lutego 2014

5 lat wojny, czas na zawarcie rozejmu :)

Hehe dzisiaj szukając czegoś o Gilbercie trafiłem na własny blog. U mnie jak ze wszystkim, łatwo zacząć, ciężej kontynuować, więc jak zwykle odpuściłem, a z czasem totalnie zapomniałem w natłoku spraw o tym blogu...

Po prawie 5 latach mogę stwierdzić, że poległem. Wszelkie testowane substancje po kilka miesięcy dawały s efekt jedynie psychologiczny, w sensie placebo. Już myślałem, że coś pomaga i zaraz zostałem sprowadzony na ziemię. Chyba dziurawiec był najlepszy, ale nie można go chyba zbyt długo stosować. Oprócz tego stosowałem SAMe oraz jakby jego prekursor TMG. Przy ćwiczeniach na siłowni na pewno pomaga suplementacja aminokwasami, które fajnie odżywiają wątrobę.
Przez pewien czas żarłem też dużo buraków, czy brokuł. Jednego dnia zdawało się, że pomagają, innego wychodziło, że nie. Innymi słowy raczej nie ma się na to wpływu.

Obecnie od kilku lat praktycznie nie przyjmuję żadnych leków. Nie badałem się jakieś dwa lata. Mam wrażenie ostatnio, że już nawet nie mam dni takich jak kiedyś, że kilka dni spokoju było z zażółceniem...
Abo stan się pogarsza, albo jednak cośtam leki i suple pomagały. Trochę nauczyłem się na to nie zwracać uwagi. Chociaż zdarzało się, że ktoś mi zwrócił uwagę, że nie patrze się w oczy rozmówcy (a taki zwyczaj wyrobiłem w sobie np dzień czy dwa po ostrym przepiciu)

Oczywiście samo schorzenie jest dalej denerwujące, bo zdecydowanie odbija się na nastroju i kondycji psychicznej, a także występują problemy z trawieniem. Ogólnie im lepszy humor tym bilirubina mniej przeszkadza, ale już samo jej wyższe stężenie moim zdaniem źle wpływa na samopoczucie ogólne, więc kółko się zamyka. Ostatnio pogodziłem się z kawą i bilirubinowe zamuły są łatwiejsze do ogarnięcia.
Jeżeli ktoś to czyta, albo znajdzie się przypadkiem na tej stronie, zapraszam do podzielenia się z własnymi przemyśleniami.

Dygresja. Na angielskojęzycznych stronach jest tyle przypadków, z taką ilością objawów, że zaczynam podejrzewać że ZG to tylko wymówka lekarzy, jeżeli nie wiedzą co człowiekowi jest. Wiele osób ze stwierdzonym ZG może mieć jakieś inne zaburzenia metabolizmu i na każdego może zadziałać dobrze coś innego, a na innych nic, no bo jak inaczej wytłumaczyć to, że tak właśnie jest. A najśmieszniejsze są reakcje lekarzy, że ZG oprócz podwyższonej bili nie ma żadnych objawów. W takim razie co ja czuję i cała masa ludzi z różnych forów? :)

Może tak być że ZG może u was okazać się chwilową niedyspozycją wątroby. Może też być jakby wentylem bezpieczeństwa, gdzie wątroba pokazuje wam czego wasz organizm nie lubi i to może wyjść na zdrowie, jeżeli zaczniecie o nią dbać. Wiele osób po kuracji Hepatilem,  Esentiale Forte, Silimarolem, czy nawet suplementacją aminokwasami przestaje mieć objawy bądź uznawać je za dokuczliwe. Są też cięższe przypadki jak mój, gdzie wątroba ma ciągle ostry wp*** i raczej nic nie pomaga. Jeżeli jesteście ogólnie zdrowi, spróbujcie zadbać o swoją wątrobę i jest szansa że wam odpuści...

CO POMAGA:

  • brokuły, buraki, brukselka - źródła aminokwasów - cysteiny, metioniny, betainy - suple też pomagają
  • preparaty aminokwasowe - dla ćwiczących cokolwiek chyba obowiązkowo, bo ja bez tego po często umieram na drugi dzień, jak stary dziad...
  • picie dużej ilości wody (np litr dziennie lub więcej)
  • dziurawiec przy dłuższym stosowaniu na pewno działa (mam potwierdzenie od gastroenterologa, ale trzeba uważać na słońce) [po takiej kilku miesięcznej kuracji do dzisiaj budzę się z pierwszym promieniem słońca:P]
  • dużo pochlebnych opinii czytałem o SAMe i TMG - tmg nie potwierdzę, a SAMe za krótko brałem - na pewno poprawia humor
  • można by spróbować zadbać o florę bakteryjną jelit, jako że bilirubina jest przetwarzana w jelitach i nieprawidłowa flora może zaburzać tą funkcję.